top of page

29 Bieg Niepodległości w Warszawie

Jak już wiecie ze wcześniejszych wpisów na drugie półrocze miałem dwa kluczowe dla siebie starty. Pierwszy z nich to Bieg im. Bronisława Malinowskiego w Grudziądzu (34:25), a drugi to właśnie Bieg Niepodległości w Warszawie. To były dwa starty dla mnie, w których nadrzędną sprawą był wynik na mecie

 

Chcąc opisać bieg Niepodległości muszę najpierw cofnąć się do niedzieli 5 listopada. To właśnie wtedy kontrolnie wystartowałem w Gniewkowie na dystansie 10km. Wcześniejszy bieg Souvre w Inowrocławiu 15 października pobiegłem fatalnie uzyskując mizerne 17'44" na 5,2km. Dlatego też zdecydowałem, że na 6 dni przed najważniejszym startem wystartuję w Gniewkowie.


Do Warszawy z samego rana wybrałem się razem z Anią. Nie trafiliśmy na korki, na brak miejsca do parkowania, czy kolejkę przy odbiorze pakietów. Pierwszy punkt mojego planu został zrealizowany pomyślnie. Warszawa przywitała nas na chłodno wiatrem i gradem.

Wybiła godzina 10:15, więc czas wybrać się na trucht. Udało mi się znaleźć dobre "ciche" miejsce na których zrobiłem dwa szybsze jak dla mnie kilometry by potem na terenie podziemnego parkingu wykonać dalszą część rozgrzewki. Nadszedł czas na zjawienie się na linii startu, a przebić się przez taki tłum ludzi do 5 rzędu I strefy uwierzcie mi naprawdę nie jest łatwo. Stoję! czekam! Czas na HYMN POLSKI!! Piękne przeżycie stać na starcie w takim biegu i usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Czułem się dumny!!


Nastąpiło odliczanie... 10...9...8...7..... tradycyjne przeżegnanie się i do boju!! Plan miałem podobny jak i na innych 10-cio kilometrowych jesiennych biegach, z tą różnicą, że nie biegnę negativ split, (jak w przypadku biegu w Grudziądzu czy w Gniewkowie) a tylko pierwszy kilometr spokojniej. I tak po delikatnym zatorze na pierwszym kilometrze, drugi kilometr pokonałem już poniżej 3:15. Na tym kilometrze wyprzedziłem kilkadziesiąt osób, jednak wolniejszy pierwszy kilometr (3'30") wydawał i wciąż wydaje mi się najrozsądniejszym dla mnie wyjściem. Kolejne kilometry mijały bardzo szybko, wiadukt, później długa prosta, miejscami podmuchy wiatru. Biegłem dość równo, po nawrocie wiatr w moim odczuciu wiał tak samo.

fot. sportimage.pl

Od szóstego kilometra pojawiały się już problemy z utrzymywaniem danej prędkości. To były dopiero pierwsze oznaki zmęczenia, jednak do mety zostało jeszcze blisko 4 kilometry!! Odcinki od 3 kilometra pokonywałem kolejno (3'22",3'23",3'19",3'23",3'22",3'23"). Minęło już 8 kilometrów, średnia jaką obrałem sobie na ten bieg przed startem to ok. 3:20/km. Takim tempem chciałem przebiec te 10km, a czas na mecie satysfakcjonujący dla mnie to 33'29". Według "zegarka" biegłem na styk tej granicy, ale wiadomo zegarek to jedno, a rzeczywistość to drugie (wyszło mi ponad 100 metrów więcej). Dziewiąty kilometr pokonałem w 3'17" i już bardzo cierpiałem mięśniowo.

fot. sportimage.pl

Walczyłem jeszcze z rywalami, miałem kogo gonić. Przed sobą widziałem Michała Makowskiego, z którym chciałem powalczyć na końcówce, ale niestety nie udało mi się. Na ostatnich 400 metrach obawiałem się czy się nie przewrócę. Walczyłem z dwójką zawodników i wmawiałem sobie, że nie przyjechałem do Warszawy tylu kilometrów żeby z nimi przegrać!. Zacisnąłem jeszcze zęby i resztkami sił wbiegłem na metę.

fot.datasport.pl

Kątem oka spojrzałem tylko, że czas jaki jest wyświetlany w momencie przekroczenia linii mety to 33'50".

W Warszawie bieg ukończyłem jako 23 zawodnik z oficjalnym czasem 33:51.. Poprawiłem swój rekord życiowy o 5 sekund, jednak czy mogłem dać z siebie więcej? Myślę, że tego dnia dałem z siebie wszystko. Czy stać mnie na lepszy wynik? Jestem przekonany, że 33'29" jest do osiągnięcia, jednak ogromnie cieszę się z tego co osiągnąłem w tym roku. Poprawiłem swój rekord życiowy z 2013 roku, więc wykonana robota idzie w dobrym kierunku.

Jestem najlepszym przykładem na to, ze klepanie kilometrów czy specjalistyczne obozy przygotowawcze nie są potrzebne na takim poziomie. We wrześniu i październiku mój kilometraż nie przekroczył 300 km, a w okresie wakacyjnym liczba nie wyniosła nawet 200 km. Dodam tylko, że pierwsze pół roku w moim wykonaniu to liczba kilometrów nie przekraczająca granicy 100km na miesiąc.

Uważam, że kluczem do sukcesu jest odpowiedni trening, dopasowany indywidualnie, odpoczynek i chłodna głowa. Z tym ostatnim u mnie były największe problemy od samego początku. Więcej, mocniej i szybciej wcale nie oznacza lepiej!! Zawsze to powtarzałem, ale nie zawsze sam to stosowałem.


Przede mną jeszcze jeden start w tym roku i będzie to bieg w Siemiątkowie, a po tej imprezie czeka mnie okres roztrenowania. Pomimo, że mając taką przerwę nie potrzebuję długiego odpoczynku to potrzebuję czasu, aby wykonać badania, by móc spełnić swoje największe marzenie i jednocześnie wstępny cel na 2018 rok, którym jest maraton. Cel minimum to 2:59:59, a czas po jakim będę spełniony to 2:47:59, jednak żebym mógł oficjalnie obrać sobie ten cel do realizacji potrzebuję zielonego światła, bo zdrowie jest dla mnie najważniejsze.


A jesli chcesz dowiedzieć się jak Ania opisuję swoją przygodę w Warszawie, kliknij tutaj.


Na razie jeszcze skupiam się na ostatnim dla mnie wydarzeniu biegowym, które już za 11 dni. Tymczasem szykuję się na inauguracje biegowych zajęć "Sportowo na Jeziórkach", które mam zaszczyt poprowadzić!

Do następnego!

Cezary Mysera




Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Nie ma jeszcze tagów.
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
bottom of page