top of page

Run Toruń 30.04.2016r


"Sam dla siebie jesteś granicą swoich możliwości". To cytat na jednej z moich biegowych koszulek. Cytat, który napędzał mnie do walki, do boju, tylko czy potrzebnie? 30 kwietnia w Toruniu odbył się bieg z cyklu Run Toruń- Biegaj ze zdrowiem!. Do wyboru były dwa dystanse- 5 i 10 kilometrów. Ja zdecydowałem się na ten krótszy. Jadąc na bieg nie przypuszczałem, że skończy się on dla mnie tak jak się skończył. Wszystko szło idealnie do momentu startu, wystarczyło tylko pobiec swoje, ale...

 

Zaczynając od początku. Przygotowując się do Run Toruń wykonałem kilkanaście mocnych treningów, naprawdę mocnych i szybkich. Ostatnie 5 dni przed biegiem to "wyluzowanie", zmniejszenie objętości i szybkości. Opublikowałem wpis o swoich przygotowaniach, przeanalizowałem je i doszedłem do jednego wniosku- Jest świetnie. Ostatnie 3 dni przed biegiem nie biegało mi się tak super, czułem lekkie zawirowania w głowie bezpośrednio po biegu jednak niestety zlekceważyłem je nie zdając sobie sprawy jakie mogą być skutki.


Przechodząc do samego biegu. Start miałem o 13:15. Po 11 wykonałem trucht z Anią, która o 12 biegła swój dystans 10 km (PB). Później skupiłem się na swoim celu, doszedłem spokojnie na linię startu. Było dużo czasu, wiec poszedłem kilkanaście metrów dalej aby zobaczyć jak Ania się trzyma po piątym kilometrze. Biegła naprawdę dobrze i byłem już spokojny o to jak jej pójdzie. Zacząłem swoją rozgrzewkę. Na truchcie czułem się niekomfortowo, wszystko mi przeszkadzało. Rozgrzałem się, wykonałem rytmy i ... i właśnie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Lekko, nic poważnego, nie przejmowałem się tym, pomyślałem, że mi przejdzie, bo przecież jestem przygotowany, jestem mocny!!. Rozciągałem się dość długo i intensywnie, chciałem, aby podczas biegu wszystko poszło idealnie. Ustawiłem się na linii startu, odliczanie no i start. Początek biegu był spokojny, pomyślałem sobie, że 3 kilometry sobie pobiegnę takim tempem, a później po prostu momentalnie ucieknę i spokojnie bez zmęczenia sobie wygram. Tak!. Byłem pewny siebie, za pewny. Pierwszy kilometr wyniósł lekko poniżej 3:30. Wolno jak nie wiem co, jednak pół kilometra dalej tak kolorowo już nie było. Cały czas prowadziłem biegnąc pod wiatr, starałem się przyśpieszyć, gdyż nie czułem się już tak idealnie. Niby nic nie bolało, niby nic się nie działo, a nie mogłem podkręcić tempa. Minął drugi kilometr, biegliśmy w trójkę, ja nadal na czele biegnąc pod wiatr, najpierw pomyślałem, że ta dziwna niemoc zaraz mi przejdzie, jednak mijały kolejne metry, a ja wciąż nie mogłem przyśpieszyć.

Postanowiłem więc zwolnić, ale wciąż prowadziłem. Nadszedł czas na nawrót, widziałem go z daleka. Pierwsza myśl jaka się pojawiła? "Po nawrocie robię odjazd jakbym finiszował" no i zrobiłem, tylko nie taki jaki chciałem. Biegliśmy już z wiatrem a u mnie zaczął się ból, który nasilał się z każdym krokiem. Rywale zaczęli się oddalać, widziałem, że moje tempo to już trucht, że tu coś nie gra. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, że dzisiejszy występ nie będzie udany, że to będzie walka i męka jednocześnie.


Biegłem i biegłem a mety wciąż nie było widać, zobaczyłem znak 4km.. Co?? To jeszcze kilometr? Kilometr męki? Odwróciłem się za siebie, z tyłu było pusto.. nikogo nie widziałem, chciałem zejść z trasy, ale pomyślałem, że zemdleje gdy się zatrzymam. Ostatnie 2 kilometry były najdłuższymi kilometrami jakie musiałem pokonać w dotychczasowym życiu. Mój oddech był bardzo krótki, biegłem skręcony jak makaron świderki. Doczłapałem się na prostą, patrzę przed siebie a końca prostej nie widać. Wtedy była tylko jedna myśl "Pier.. schodzę za chwilę" Ludzie krzyczeli, dopingowali, ale mnie to za bardzo nie obchodziło. Jedna osoba krzyknęła do mnie "WALCZ" i to było takie wyraźne, jedno słowo, a dało mi siłę żeby biec. Na około 300 metrów do mety znowu pojawił się mocny kryzys. Na metę wszedłem a nie wbiegłem,



Od razu położyłem się na kostce, leżałem i "zdychałem". Trwalo to kilka minut. W końcu postanowiłem wstać, a naprawdę nie było to łatwe. Zawroty w głowie i myśl "co się stało? czemu tak wyszło?" Spojrzałem na czas jaki osiągnąłem-18'36" mnie załamał, w głowie mnóstwo pytań na które nie znałem odpowiedzi. Tak naprawdę odpowiedź poznałem kilka godzin później....


Moja sytuacja startowa trochę się skomplikowała, muszę skupić sie na pełnym dojściu do siebie. Podczas Run Toruń zawiodłem siebie samego. Teraz muszę zrobić wszystko, aby to się nie powtórzyło. Wiem na co mnie stać i jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa, przecież podobno "Tylko rezygnacja jest porażką, wszystko inne jest krokiem naprzód".












Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Nie ma jeszcze tagów.
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
bottom of page